Szwendała się bez celu to tu, to tam, popijając wiśniową kolę, którą kupiła w markecie stojącym kilka przecznic od jej domu. Lubiła to miejsce. Bała się jednak, że Ryan komuś doniesie o tym, co widział i będzie musiała się przeprowadzić. Cholera wie z kim on może się zadawać? Wyglądał niepozornie, ale może mieć kontakty z osiedlową grupą dresiarzy, czy jakimś gangiem. Gdyby przylazł do niej z grupą jakiś kolesi, pewnie sama nie dałaby im rady. Musiałaby ich wszystkich po prostu wystrzelać. A po co zabijać tych, którzy specjalnie nie zawinili? Szkoda czasu na jakąś grupę osiłków, którzy po prostu chcą wdać się w bójkę aby chwalić się ilu to nie są w stanie pokonać?
Jej rozmyślania przerwała muzyka organowa dochodząca z kościoła, który właśnie mijała. No tak, przecież jest niedziela. Zatrzymała się na chwilę aby przyjrzeć budynkowi. Patrzyła i zastanawiała, jak innym chce się tu przychodzić co niedzielę. Połowa osób, które są w środku nawet nie mieszka w okolicy, tylko dojeżdżają z innych części miasta. Rozumiała potrzebę wyznawania jakiejś religii. Sama wierzyła, że musi istnieć jakiś bóg, albo inny byt, który patrzy na ten świat i co jakiś czas ingeruje w zachodzące tu zdarzenia. Nie czuła jednak potrzeby chodzenia co niedzielę do kościoła. Nagle do głowy zaczynały jej napływać związane z tym wspomnienia z dzieciństwa. Zawsze kłóciła się o to z Nathem, który ciągał ją na zajęcia szkółki niedzielnej. Mówił, że potrzebuje kontaktu z dziećmi, które umieją wybaczać, a nie myślą tylko o mszczeniu się na innych dzieciach, które są złośliwe. Teraz uśmiechnęła się tylko lekko i westchnęła. Fajnie byłoby czasem wrócić do czasów dzieciństwa, mieć znowu te pięć czy sześć lat.
Wzruszyła ramionami i ruszyła dalej. Nagle zawibrował jej telefon. Na wyświetlaczu pokazywał się numer Natha. Czując nagły lekki przypływ radości, odebrała telefon.
- Halo? - odezwała się do słuchawki.
- Nessie? Gdzie ty jesteś? - miał lekko zaniepokojony ton głosu.
- Co się stało? - zdziwiła się.
- Czemu nie ma cię w domu? - zapytał, a w jego głosie można było wyczuć lekkie podenerwowanie.
- Poszłam na spacer. A jakie to ma...
- Stoję pod tymi drzwiami od 15 minut. - przerwał jej z lekką ulgą w głosie, że nic jej nie jest.
- Gdybym wiedziała, że przyjdziesz, byłabym w domu. - odpowiedziała, wznosząc oczy ku niebu. Przypomniało jej się wtedy jak bardzo Nath nie lubi tego gestu. Na całe szczęście kiedy mówiła do telefonu, nie widział jej i nie mógł znowu zwrócić jej uwagi.
- A gdzie jesteś? - zadał kolejne pytanie. - Podjechać po ciebie?
- Nie, czemu? - zdziwiła ją ta niespotykana troska o nią ze strony przyjaciela. Zazwyczaj z góry zakładał, że sama doskonale sobie poradzi. - Będę za dziesięć minut. - dodała.
- OK, czekam. - powiedział, po czym się rozłączył.
Nessie przyspieszyła kroku. Po drodze zastanawiaa się co takigo mogło się stać, że Nath nagle zaczął tak nagle interesować się tym, czy poradzi sobie wracając ze spaceru po osiedlu. Pamiętała jak trzy lata temu, kiedy wracając z jednej z pierwszych "misji" (kiedy miała 14 lat, Nath zdecydował się zlecać jej morderstwa i płacić za wykonane zlecenia), zgubiła się w jakiejś zapyziałej dzielnicy. Było późno, więc zadzwoniła po Natha z prośbą, aby po nią przyjechał, bo boi się być tu sama. On upomniał ją tylko, że ma przestać być taka leniwa i nauczyć sobie radzić sama. Dlatego w tej sytuacji troska wydawała jej się wręcz śmieszna.
Po kilku, może kilkunastu minutach zobaczyła Natha stojącego pod drzwiami jej domu.
- Ness, nie rób mi więcej takich kawałów. - zamknął ją w mocnym uścisku, gdy tylko do niego podeszła.
- Ale o co chodzi? Wytłumaczysz mi wreszcie? - dopytując się, wyplątała się z jego ramion.
- Słyszałem, że jakiś gość do ciebie przyszedł i pytał o tego... jak mu tam było? Damiana? Denisa?
- Daniela. - poprawiła go. - Ale skąd wiesz? - była na prawdę mocno zdziwiona.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci, że nie możemy się zobaczyć, bo jestem umówiony? - zaczął, a ona skinęła głową. - Steve, z którym miałem się spotkać akurat przechodził obok twojego domu. On wie, że mi na tobie zależy, więc zakradł się i podsuchał trochę rozmowę. - Nagle na jego twarzy pojawił się umiech rozbawienia. - Aldona? Serio? - zaczął się śmiać.
- A co miałam mu mówić? - ruszyła do drzwi aby otworzyć, a Nath poszedł za nią. - "Cześć, nazywam się Nessie Parker i zabijam ludzi, których nie lubię. W szafie trzymam zestaw noży, a w szafie cztery pistolety, maczetę i dwa karabiny" - mówiąc to zmieniła lekko głos, aby uwydatnić absurdalnośc sytuacji, która by powstała. - Właśnie, masz mój rewolwer? - obróciła się nagle i z uśmiechem niewinnego dziecka, upominającego się o cukierka spojrzała mu w oczy.
- Cholera, zapomniałem. - zakłopotany przeczesał rękął ciemne włosy. - Oddam ci w środę.
- A czemu nie jutro?
- Bo masz iść do szkoły. Nie możesz tyle opuszczać lekcji. - powiedział stanowczym głosem.
- Nie zachowuj się jak mój ojciec. - skrzyżowała ręce na piersi i wywróciła oczami.
- Przestań. - upomniał ją. No tak, miała nie wywracać oczami. A przynajmniej nie przy nim.
- A po cholerę mam tam iść? Ani nie mam tam nikogo znajomego, ani do niczego mi się to nie przyda. - mówiła poirytowana. - Chyba, że chcesz aby ginęło więcej ludzi. - dodała posyłając mu nieprzyjemne spojrzenie rozzłosszczonego dziecka.
- A chcesz żeby w końcu zauważyli, że masz fałszywe papiery? - zapytał.
Nessie nie potrafiła wymyślić na to żadnej riposty. Bo taka była prawda. Gdyby nie fałszywe papiery, zainteresowała by się nią pewnie opieka społeczna albo jakaś inna instytucja.
- No dobra. - odpuściła mu w końcu. - Pójdę jutro do szkoły.
- Grzeczna dziewczynka. - zadrwił Nath. Co to ma być? Chce się bawić w bycie sugar daddy? Jeśli tak, to ona nie ma najmniejszej ochoty na bycie jego babygirl.
- A co to miało znaczyć? - lekko podniosła głos.
- Po prostu wyglądałaś tak bezbronnie. - mówił przez śmiech.
- Akurat. - prychnęła.
- No już, nie złość się. - uśmiechnął się pobłażliwie. - A, właśnie, a ten... ten, co do ciebie przyszedł. Będzie robił jakieś problemy? - zmienił temat.
- Nie wiem. Mówił, że nie pójdzie na policję. Ale cholera go tam wie. - nerwowo rozejrzała się po pokoju.
- A co o nim wiesz? - zapytał.
- Ma na imię Ryan. I w sumie to chyba tyle. - odparła wzruszając ramionami. - No i że mieszka niedaleko. - dodała.
- W razie czego wiesz. - Nath mówił tonem policjanta zapewniającego, że wszystko jest pod kontrolą. - Mów, to go znajdę. Poradzimy sobie.
- No wiem. - westchnęła nieco zmęczona tematem Ryana. Nie dość, że miała go cały czas w głowie, to teraz musiała rozmawiać o nim z Nathem.
- Będę się już zbierał. - powiedział po chwili ciszy.
- Tak szybko? - zrobiła minę rozkapryszonego dziecka.
- Mam jeszcze coś do załatwienia. Trzymaj się. - przytulił ją na pożegnanie i wyszedł.
***
Wieczór był równie przyjemny, jak dzień. Nessie pomimo ogromnej ochoty na drugi spacer postanowiła położyć się wcześniej spać. W końcu jutro musi iść do szkoly. Sprawdziła podział godzin. Pierwsza lekcja zaczyna się o ósmej. Nastawiła budzik na siódmą. Szkołę ma niedaleko, więc powinna zdążyć.
Usnęła jeszcze przed 23.
***
Ze snu wyrwało ją irytujące brzęczenie budzika w telefonie. Zgasiła go szybko przesuwając palcem po ekranie.
Dzisiaj muszę tam iść... Serio? - pomyślała zniechęcona do czegokolwiek. Nadal ciężko było jej uwierzyć w to, jak spędzi dzisiejszy dzień. - Może jutro jakoś się mignę.
Ubrana w czarne rurki iluźną, szarą koszulkę z napisem "sorry for being better than you" zeszła po schodach do kuchni. Zjadła śniadanie, przyszykowała się i wyszła.
Hej, hej!
Po dość sporym czasie wreszcie jest długi rozdział! Czekał ktoś w ogóle na dalszy ciąg? Albo czeka teraz? Liczę na to, że Wam się podoba i że zostaniecie ze mną dłużej. I na komentarze ;). Dla Was to chwila, ale dla mnie to naprawdę dużo znaczy.
Do następnego rozdziału! ^^